sobota, 24 grudnia 2011

Pięknych Świąt i ... mieszkamy

Tak błyskawicznie, korzystając z uprzejmości mojego brata, chciałabym Wam Kochani złożyć życzenia, aby te Święta były takie, jak sobie wymarzyliście. Nasze właśnie takie są ponieważ ... M I E S Z K A MY. Od soboty. Nie mamy internetu, zlewu, mebli w kuchni i wielu, wielu innych rzeczy, ale jest pięknie. Mam nadzieję, że do szybkiego...

czwartek, 17 listopada 2011

Wygrałam Candy u Agni i relacja z remontu - styczeń 2011


Na początek chciałabym się podzielić radością, jaką wywołała u mnie wygrana w Candy u Agni  :) Radość była tym większa, że to taka pierwsza moja wygrana.
W zeszłym tygodniu odebrałam paczkę, która przyszła do mnie aż z Grecji. Oj dawno nie dostałam paczki, zapomniałam już jakie przyjemne uczucia i ekscytacja temu towarzyszą. Poniżej prezentuję skarby, jakie dostałam:

cudny grecki tygielek
tygielek z herbatą zbieraną wysoko w górach
komboloi
czekoladki z Kozani

grecka kawa i czekoladki
piękny obrazek
kawa po grecku
Kawa z tradycyjnego tygielka jest wyśmienita, muszę tylko popracować nad pianką! Jeśli ktoś chciałby się napić kawy po grecku, zapraszam do Agni, która podaje przepis tu, a informację co to jest komboloi tu. Agni jeszcze raz bardzo Ci dziękuję i przy okazji serdecznie pozdrawiam!

Skoro już piszę :) to przedstawię relację remontową ze stycznia 2011, nie będzie zbyt długa, choć prace trwały nieprzerwanie cały miesiąc, nie licząc Świąt oczywiście.

Prace w styczniu polegały głównie na układaniu i ocieplaniu podłóg na górze:

tu belki dostaną wypełnienie ze starej cegły



ta belka zostanie wyeksponowana, szkoda nam jej zatynkować

Podłogę na górze kładziemy jednolitą, na zdjęciach może tego tak nie widać, ale deski są różnej szerokości, mają od 13cm  do 34cm, będziemy je jeszcze szczotkować i olejować.

I tak na koniec - któregoś, bliżej jeszcze nie określonego dnia grudnia, opuścimy wynajmowane mieszkanie w mieście i zamieszkamy w naszym Domu na wsi. Oczywiście remont będzie trwał nadal, będziemy go tylko przeprowadzać mieszkając, na razie na parterze - góra niestety jeszcze się nie nadaje. Nie oznacza to także, że dół się nadaje całkowicie, po prostu nadaje się bardziej od góry. Idą zmiany, idzie nowe... Mam tylko nadzieję, że ta zima, nie okaże się zimą stulecia - Riannon- pozdrawiam!



środa, 28 września 2011

Remont, czyli co się działo w grudniu 2010



Uff, udało mi się zacząć pisać posta. Mam nadzieję, że uda mi się go także opublikować. Jeszcze nie mieszkamy. Robimy wszystko, aby udomowić "parter". Wydawałoby się, że tak niewiele już brakuje, a jednak... M. jeździ na wieś dzień w dzień o 6.00, co może robi sam, ale o tym szczegółowo przy kolejnych relacjach. Wiem, że nie czyta tych moich "wypocin", ale czuję potrzebę uzewnętrznić się i mu w tym miejscu podziękować za wszystko co robi, za to, że jest i trwa ze mną w tym całym szaleństwie.

Grudzień. Co tu dużo mówić, był piękny. Taką zimę uwielbiam, oby w tym roku była równie urokliwa, a jak nie będzie - to też będzie dobrze :) Na aurę na zewnątrz wpływu nie mamy, ale na tą wewnątrz - jak najbardziej. I ja w tym miejscu wypowiadam wojnę wszędobylskiej, panującej wśród moich znajomych "depresji" jesiennej...

Ale pora przejść do rzeczy, czyli do prac, jakie miały miejsce w grudniu. Przede wszystkim pan Zbyszek tworzył dzieło - piec kuchenny, może z tych zdjęć, które zamieszczę  na takie nie wygląda, ale na ostateczny szlif  trzeba poczekać, aż kuchnia całkowicie wyschnie.


Kuchnia jest zrobiona tak, że jednocześnie można palić pod płytą i w chlebowym. Chlebowy jest zrobiony tak, aby po rozgarnięciu/wygaszeniu żaru piec bochenki na kamieniu. No i duchówka, pełniąca także funkcję piekarnika. A, zapomniałam o czymś bardzo ważnym, jak dla nas genialny wynalazek - podkowa, do grzania ciepłej wody, będzie zintegrowana z bojlerem, kiedy będziemy palić pod płytą bojler będzie wyłączony, a kiedy kuchnia zgaśnie lub nie będziemy w niej palić, bojler będzie się włączał automatycznie. Proste i ekonomiczne. 

W końcu rozpoczęliśmy prace w środku, po kominku i kuchni przyszła kolej na zamykanie stropów i  pomału Pan Zbyszek zaczął układać legary pod deski podłogowe:

 
Lukarny w zimowej scenerii:


Kot dachowy:


I okolica, pogoda mimo, że mroźna sprzyjała wycieczkom po okolicy:

Jedyny zachowany drewniany kościółek w Sudetach Zachodnich nie licząc świątyni Wang

Tego domu nie zdążył nikt uratować
Samotna wyspa

Do miłego...

niedziela, 31 lipca 2011

Remont, czyli co się działo w listopadzie 2010


Ostatni post popełniłam ponad miesiąc temu - zdecydowanie lepiej mi idzie czytanie postów innych niż pisanie własnych, ale co tam, powiedziałam "a", trzeba powiedzieć "b" ;) :) ;)
Tak więc: listopad 2010 r. Trwa wykańczanie lukarn, jak już pisałam wszystkie okna są zrobione z drzewa, pochodzącego z rozbiórki ponad 100-letniej stodoły, natomiast opaski z drzewa "nowego". Pierwotny zamysł był taki, że okna i opaski będą w tym samym kolorze. Po pomalowaniu okazało się, że kolory różnią się znacznie. Wyglądało to tak:


Zaczęliśmy główkować i M. wpadł na  pomysł, że opaski pomalujemy na taki oto zielony:  

zdjęcie z lipca 2011r.
W kolorze tej samej zieleni będą okiennice. Na początku nie byłam do końca przekonana, ale teraz uważam, że ten kolor fajnie pasuje do wiejskiego charakteru domu. Jest dobrze. 

Następne zdjęcie ukazuje, co też kryje się w naszym dachu, a ściślej mówiąc między dachem a ścianą:


 Wełna mineralna -30 cm. Tu już po deskowaniu, skrupulatnie ukryta:


Słupki ogrodzeniowe dostały daszki z łupka:



Zamontowane zostały kamienne parapety:


Zaczęliśmy także etap, na który bardzo, bardzo czekałam, mianowicie stawianie pieca w kuchni. To niesamowite uczucie, gdy udaje się realizować marzenia i te całkiem małe i te większe, które wydawałoby się są poza naszym zasięgiem. Emocje, jakie temu towarzyszą są bezcenne i chciałabym żeby były wiecznie żywe, żebym po latach pamiętała, jak ważna jest dla mnie każda cegła i każdy kamień, który posłużył nam do ratowania naszego Domu.





Z kuchnią z kolei wiążą się niesamowicie przyjemne wspomnienia z dzieciństwa. W domu rodzinnym mojej mamy (notabene domu tyrolskim, wybudowanym przez osadników z Tyrolu, którzy osiedlili się w Kotlinie Jeleniogórskiej w 1837 r.) - stał piec kuchenny, pamiętam, że Babcia ciągle coś na nim gotowała, jak nie posiłki dla domowników, to jedzenie dla zwierząt. W duchówce często były pierogi, długo ciepłe, przepyszne. W naszym domu nie mogło zabraknąć takiego pieca. Charakterystyczne odgłosy strzelającego drzewa dają mi poczucie bezpieczeństwa. Ogień w domu jest ważny. Babcia byłaby zadowolona :)

Zostając przy temacie ognia, kolejny ważny atrybut w domu - kominek, w listopadzie zainstalowaliśmy go, aby choć trochę dogrzać mury, spotkał mnie zaszczyt, rozpaliłam go jako pierwsza:



W temacie niebudowlanym: w listopadzie zakwitły bazie:



Tym optymistycznym akcentem życzę Wam udanego tygodnia ... i słońca :)