sobota, 30 kwietnia 2016

Żyjemy i mamy się dobrze!

O mamusiu, to niesamowite uczucie pisać tu znów. Po zalogowaniu się żeby dodać komentarz na blogu, który kiedyś czytałam weszłam na mój profil i postanowiłam choć słówko napisać, że żyjemy i mamy się dobrze :) Moim punktem honoru będzie doprowadzenie tygo bloga do końca remontu, ale kompletnie nie wiem kiedy to nastąpi! Życie wiejskie pochłania mnie zupełnie, a świat wirtualny nie pociąga tak jak kiedyś ;) Z aparatem już nie biegam, czasem coś uwiecznię telefonem. Inny świat. 
Wielkie uściski dla wszystkich, którzy mimo tony kurzu zaglądają tu jeszcze...




niedziela, 11 marca 2012

Budzę się...


Długo mnie tu nie było. Na szczęście pomału budzę się. Zaczyna dochodzić do mnie, że to nie sen, nie wakacje na wsi - to moje nowe życie! Spełniają się marzenia!
17 grudnia 2011 roku porzuciliśmy życie w mieście i oto jesteśmy tu w naszym domu!
Pierwszych kilka dni byłam tak otumaniona wrażeniami, że nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca, nie dochodziło do mnie, że to już, że przeprowadziliśmy się. Przecież M. jeszcze wczoraj układał podłogę z cegły, przecież dopiero co wyschła fuga w łazience, przecież jeszcze nie ma prysznica, nie ma kuchni, nie ma naszej sypialni, nie ma ani jednej pary drzwi wewnętrznych, a zewnętrzne nie mają klamki... czy to na pewno już? Tak. Zależało nam żeby jeszcze w starym roku zamieszkać i dopięliśmy swego, mimo tych wszystkich niedogodności.
Prysznic w środku jest prowizoryczny, kuchnia też, brak zlewu wcale tak bardzo nie przeszkadza, ważne że zmywarka i piekarnik działają i woda w łazience leci :) Gotujemy na kuchni opalanej drzewem, a gdy chcemy coś szybko podgrzać używamy maszynki elektrycznej, płyta indukcyjna grzecznie czeka na instalację. Jeszcze trochę poczeka. Moje pierwsze przygody z gotowaniem na kuchni były bardzo zabawne, choć mi wtedy do śmiechu nie było, rozpalanie nie szło zbyt sprawnie, zapominałam podkładać, co chwilę przygasało, miliłam kiedy szyber otwarty, a kiedy zamknięty. Za to teraz gotowanie to prawdziwy rytuał. Jak nabiorę większej wprawy, spróbuję upiec chleb.
Na górze nie ma jeszcze tynków, pokoje są nieogrzewane, więc sypialnię urządziliśmy sobie na holu (czy jak to się poprawnie nazywa, na dole jest sień, a na górze?). Sprawdza się idealnie, nawet nierozpakowane ciuchy w workach nie przeszkadzają tak bardzo ;) Za to pokój dzienny nie jest zagracony naszymi rzeczami i całkiem przyjemnie się tam przebywa, mimo, że też nie jest skończony! 
Przetrwaliśmy zimę, to już teraz będzie z górki! Choć to nie była pewnie zima stulecia to i tak dała nam popalić. Drewno skończyło się jakoś w lutym. Były momenty, że czułam się jak na jakimś obozie przetrwania. Z dwa razy przeleciała mi przez głowę myśl, będąca jednocześnie pytaniem: czy ja na pewno jestem o zdrowych zmysłach? I może tyle samo razy zatęskniłam za centralnym ogrzewaniem, było to chyba wtedy, gdy temperatura w domu wynosiła coś w okolicach 15 st. W przyszłym roku zima nas tak łatwo nie zaskoczy, przygotowania do niej zaczniemy od teraz! Poza tymi drobnymi incydentami jestem szczęśliwa i teraz mam wrażenie, że mieszkam tu od zawsze. No może nie od zawsze, ale od dawna! Nawet wszędobylskie błoto nie jest mi w stanie popsuć humoru i cały ten bałagan poremontowy, który będziemy sprzątać pewnie z trzy sezony (wiosenno-letnie).
Dzisiaj, pomimo zimnego wiatru obiad zjedliśmy na dworze. Przyleciały ptaki i zaczyna budzić się życie :) I ja w tym uczestniczę. Niesamowite dla mnie jest takie "prawdziwe" przeżywanie pór roku na wsi, to była pierwsza zima, odkąd pamiętam, tak intensywna we wrażenia i bodźce, których w mieście nie zauważałam! 

 Rozpisałam się, ale muszę jeszcze o jednym: mianowicie rodzina nam się powiększyła.

20 stycznia zamieszkał z nami on:



a 12 lutego dołączyła ona:




 


Dwa owczarki środkowoazjatyckie.

Już na samiuteńki koniec, zanim wrócę do zdawania relacji z przebiegu remontu - kilka zdjęć z naszej chałupy, stan obecny:








Udanego tygodnia tym co wytrwali do końca!



sobota, 24 grudnia 2011

Pięknych Świąt i ... mieszkamy

Tak błyskawicznie, korzystając z uprzejmości mojego brata, chciałabym Wam Kochani złożyć życzenia, aby te Święta były takie, jak sobie wymarzyliście. Nasze właśnie takie są ponieważ ... M I E S Z K A MY. Od soboty. Nie mamy internetu, zlewu, mebli w kuchni i wielu, wielu innych rzeczy, ale jest pięknie. Mam nadzieję, że do szybkiego...

czwartek, 17 listopada 2011

Wygrałam Candy u Agni i relacja z remontu - styczeń 2011


Na początek chciałabym się podzielić radością, jaką wywołała u mnie wygrana w Candy u Agni  :) Radość była tym większa, że to taka pierwsza moja wygrana.
W zeszłym tygodniu odebrałam paczkę, która przyszła do mnie aż z Grecji. Oj dawno nie dostałam paczki, zapomniałam już jakie przyjemne uczucia i ekscytacja temu towarzyszą. Poniżej prezentuję skarby, jakie dostałam:

cudny grecki tygielek
tygielek z herbatą zbieraną wysoko w górach
komboloi
czekoladki z Kozani

grecka kawa i czekoladki
piękny obrazek
kawa po grecku
Kawa z tradycyjnego tygielka jest wyśmienita, muszę tylko popracować nad pianką! Jeśli ktoś chciałby się napić kawy po grecku, zapraszam do Agni, która podaje przepis tu, a informację co to jest komboloi tu. Agni jeszcze raz bardzo Ci dziękuję i przy okazji serdecznie pozdrawiam!

Skoro już piszę :) to przedstawię relację remontową ze stycznia 2011, nie będzie zbyt długa, choć prace trwały nieprzerwanie cały miesiąc, nie licząc Świąt oczywiście.

Prace w styczniu polegały głównie na układaniu i ocieplaniu podłóg na górze:

tu belki dostaną wypełnienie ze starej cegły



ta belka zostanie wyeksponowana, szkoda nam jej zatynkować

Podłogę na górze kładziemy jednolitą, na zdjęciach może tego tak nie widać, ale deski są różnej szerokości, mają od 13cm  do 34cm, będziemy je jeszcze szczotkować i olejować.

I tak na koniec - któregoś, bliżej jeszcze nie określonego dnia grudnia, opuścimy wynajmowane mieszkanie w mieście i zamieszkamy w naszym Domu na wsi. Oczywiście remont będzie trwał nadal, będziemy go tylko przeprowadzać mieszkając, na razie na parterze - góra niestety jeszcze się nie nadaje. Nie oznacza to także, że dół się nadaje całkowicie, po prostu nadaje się bardziej od góry. Idą zmiany, idzie nowe... Mam tylko nadzieję, że ta zima, nie okaże się zimą stulecia - Riannon- pozdrawiam!



środa, 28 września 2011

Remont, czyli co się działo w grudniu 2010



Uff, udało mi się zacząć pisać posta. Mam nadzieję, że uda mi się go także opublikować. Jeszcze nie mieszkamy. Robimy wszystko, aby udomowić "parter". Wydawałoby się, że tak niewiele już brakuje, a jednak... M. jeździ na wieś dzień w dzień o 6.00, co może robi sam, ale o tym szczegółowo przy kolejnych relacjach. Wiem, że nie czyta tych moich "wypocin", ale czuję potrzebę uzewnętrznić się i mu w tym miejscu podziękować za wszystko co robi, za to, że jest i trwa ze mną w tym całym szaleństwie.

Grudzień. Co tu dużo mówić, był piękny. Taką zimę uwielbiam, oby w tym roku była równie urokliwa, a jak nie będzie - to też będzie dobrze :) Na aurę na zewnątrz wpływu nie mamy, ale na tą wewnątrz - jak najbardziej. I ja w tym miejscu wypowiadam wojnę wszędobylskiej, panującej wśród moich znajomych "depresji" jesiennej...

Ale pora przejść do rzeczy, czyli do prac, jakie miały miejsce w grudniu. Przede wszystkim pan Zbyszek tworzył dzieło - piec kuchenny, może z tych zdjęć, które zamieszczę  na takie nie wygląda, ale na ostateczny szlif  trzeba poczekać, aż kuchnia całkowicie wyschnie.


Kuchnia jest zrobiona tak, że jednocześnie można palić pod płytą i w chlebowym. Chlebowy jest zrobiony tak, aby po rozgarnięciu/wygaszeniu żaru piec bochenki na kamieniu. No i duchówka, pełniąca także funkcję piekarnika. A, zapomniałam o czymś bardzo ważnym, jak dla nas genialny wynalazek - podkowa, do grzania ciepłej wody, będzie zintegrowana z bojlerem, kiedy będziemy palić pod płytą bojler będzie wyłączony, a kiedy kuchnia zgaśnie lub nie będziemy w niej palić, bojler będzie się włączał automatycznie. Proste i ekonomiczne. 

W końcu rozpoczęliśmy prace w środku, po kominku i kuchni przyszła kolej na zamykanie stropów i  pomału Pan Zbyszek zaczął układać legary pod deski podłogowe:

 
Lukarny w zimowej scenerii:


Kot dachowy:


I okolica, pogoda mimo, że mroźna sprzyjała wycieczkom po okolicy:

Jedyny zachowany drewniany kościółek w Sudetach Zachodnich nie licząc świątyni Wang

Tego domu nie zdążył nikt uratować
Samotna wyspa

Do miłego...